25 grudnia 2007

Święta

W życiu codziennym szukam przyjaciół, żebym nie był sam, a w święta uciekam od rodziny, żeby być sam. Święta więc kojarzą mi się z ciszą - a raczej chciałbym je obchodzić w większej ciszy. Po co hałasować, jeszcze mały Bóg się obudzi ze snu i zacznie płakać - w końcu się niedawno narodził! Święta to miłość, jak bardzo może ktoś kochać, żeby zrezygnować z nieśmiertelności i boskości?! A my, ludzie, potrafimy tak zniekształcić obraz wszystkiego, że nie widzimy prawdziwych celów naszych działań i przez to też ich prawdziwych skutków. Właśnie dlatego nie lubię swiąt - ludzie zgryźliwi i źli na codzień udają dla tradycji życzliwych i uczynnych! do tego te całe prezenty, które odwracają naszą uwagę od bliskich - szczególnie rodziny i przyjaciół...czyli od miłości. Szkoda, że nie potrafimy żyć inaczej...

22 grudnia 2007

...a jaki może być temat 22 grudnia!!!

Bóg narodzi się za 3 dni. Ale to wiedzą wszyscy - nawet "Większość Polska Ateistyczno-Katolicka" - która nie spotykając się z Bogiem i uważając że opuścił ten świat, cieszy się z Jego narodzenia!!! Zauważyłem, że warto przeprowadzić refleksję na temat Adwentu pod jego koniec, szczególnie jak pomaga przy niej O. Barański i C.S. Lewis w "Listach starego diabła do młodego". Poza tym po świętach wyjeżdżam w daleką podróż - do kraju, w którym chciałbym zamieszkać z racji, że tam świat jest normalny. (To znaczy człowiek po studiach zarabia więcej niż sprzątaczka z niepełnym podstawowym!) Ale i tak trzeba być "przygotowanym na najgorsze" - to ciekawe - stan, po którym ludzie osiągają pełnię szczęścia nazywa się najgorszym! A może śmierć to najlepsze co nas może w życiu spotkać. Wiem, że znowu piszę post o wszystkim, ale to wynika z analizy tego co piszę. Ale wracając do tematu - jeżeli chcemy, żeby były prawdziwe Święta musimy chcieć. Jeżeli nam się nie będzie chciało to dupsko i tyle...a w tym roku wyjątkowo mi się chce...wyjechać z tego kraju!

18 grudnia 2007

kochana cisza...

Dzisiaj poraz kolejny przypomniałem sobie, jak kochana jest cisza, bądź cicho puszczona w radiu muzyka. Cisza - coś czego podczas tego całego zabiegania i chaosu potrzeba, nam wszystkim, najbardziej. Pytanie, dlaczego niektórzy ludzie nie potrafią wytrzymać w ciszy? może dlatego, że w ciągu dnia nie doświadczają uroku publicznych miejsc jak np. szkoły lub tramwaju, gdzie nawoływanie do ciszy pozbawione jest wszelkiego sensu. poza tym, dlaczego kiedy chcemy posiedzieć w ciszy, albo sami pojawia się ktoś zupełnie zbędny, który zaczyna nam nadawać jakieś pierdoły święcie przekonany, że nam pomaga. Potem się dziwi, że jesteśmy dla niego niemili...

15 grudnia 2007

i co dalej...

Jest wiele uczuć, które można nazwać "najgorszymi" w życiu. Do jednego z nich zaliczyłbym uczucie braku nadziei i perspektyw na zmiany. Kiedy traci się chęć do zmian, bo nie widzi się wyników wcześniejszych wysiłków. Powstaje pytanie - co dalej?! Takie gadanie, jakie tu uprawiam, nie ma większego sensu, jak nie wyciągnę z tego wniosków. Dlatego cały czas szukam odpowiedzi, cały czas szukam rozwiązań...

11 grudnia 2007

Co ważne w życiu?...

Wpadłem na pomysł, żeby regularnie pytać siebie, co jest ważne w życiu. Może kiedy zobaczę różnicę po jakimś okresie czasu, to zrobię z sobą coś bardziej konstruktywnego.
Dla mnie ważne jest, żeby mieć zajęcie w życiu, które robi się dobrze i z satysfakcją. Potem jest posiadanie ambicji, planów, ale tylko posiadanie, ponieważ wdrażanie ich w życie, może być zależne nie tylko od nas, czyli poprostu są niewykonalne. Ale tak naprawdę, czym są dążenia, kiedy nie ma się osoby z którą można na ten temat pogadać i która wyrazi swoje zdanie na ten temat - najważniejsi są przyjaciele (zespół, brat). No i tutaj, na 4 pozycji, pojawia się kobieta, którą warto by przygotować psychicznie i fizycznie na spędzenie ze mną reszty życia...to chyba nie jest takie łatwe. To są osoby i rzeczy dla mnie ważne dzisiaj oczywiście jest też Bóg - nie da się ukryć. Ale go lepiej postrzegać w innych ludziach, w zainteresowaniach - w sumie to On jest wszędzie wcześniej, we wszystkich ważnych osobach. To jest grudzień - czas kiedy coś się kończy i jednocześnie adwent, który przygotowuje nas na coś zupełnie nowego. Wydaje mi się, że ludzie którzy sie "nie zmieniają" są najgłupsi na świecie. Dlaczego?! bo zdają sobie sprawę z tego co można w sobie zmienić i nie robią nic w tym kierunku.

7 grudnia 2007

Godność

Temat nasunął mi się po usłyszeniu o traktowaniu ludzi starszych przez personel pewnego "Domu Starców Radość". Ciekawe jak bardzo brakuje tej godności wśród niektórych ludzi. Już mniejsza o etykę katolicką, ale prawa człowieka dają człowiekowi pewien obszar niezależności, bezpieczeństwa i swobody, do którego nikt "wpieprzyć" się nie może! Od razu widać jak bardzo godność, a raczej jej brak, łączy się z cierpieniem. Tak jak brak odpowiedzialności nazwiemy głupotą, tak brak godności cierpieniem...

6 grudnia 2007

Odpowiedzialność

Wydawało mi się zawsze, że człowiek nabywa tę cechę z wiekiem, że pewne sytuacje życiowe np. matura, sprawiają że człowiek jest bardziej odpowiedzialny...
Okazuje się, że jestem w cholernym błędzie! Słysząc rozmowę pewnej przyszłej maturzystki z nauczycielem przekonałem się z brakiem odpowidzialności, tak perfidnym, że prawie spadłem z krzesła. Ciekawe jest w tym to, że zamiennie stosuje się "nieodpowiedzialny" i "głupi". Czyli odpowiedzialność jest tak podstawową cechą, że jej brak lub słabe wykształcenie jest głupotą!! Pytanie w czym się objawia odpowiedzialność? po czym poznać człowieka odpowiedzialnego?...
odpowiedzialność to troska/opieka - o coś/nad czymś, stąd wiemy że wychodzi od obowiązkowości. A obowiązkowość nie istniałaby gdyby nie wychowanie rodziców...Wniosek prosty odpowiedzialni są jedynie ludzie dojrzali i dobrze wychowani, choć w innym znaczeniu...
okazuje się, że odpowiedzialność to magia, którą w ostatnich czasach poznało ją grono nielicznych...

4 grudnia 2007

Grunt to zdrowie i jeden klimat w poście

Postaram się ten post napisać w jednym klimacie, bo zauważyłem że moje wcześniejsze teksty są conajmniej chaotyczne i niepoukładane. Poza tym są napisane w różnym stanie emocjonalnym, co mnie zaczęło niepokoić. Może się okazać, że jestem niepoczytalny i co wtedy?!
Co do mnie - dzisiaj czuję się jakiś nieswój. Inaczej tego określić się nie da, czuję że coś jest nie tak jak trzeba, ale nie wiem co...a jak nie wiem co wprowadza mnie w stan agonii to nie wiem jak to zwalczyć - podobnie jak pojawienie się nowego wirusa w organiźmie - po rozpoznaniu następuje likwidacja. Na szczęście chwila grania na perkusji jest w stanie zadziałać jak lek przeciwbólowy. (przepraszam, za same biologiczno-farmaceutyczne porównania - poprostu żenada...)

3 grudnia 2007

bardziej obiektywny "Świat Świąt"

Kiedy przestajemy się zastanawiać nad naszymi, tak naprawdę, nic nie znaczącymi problemami jesteśmy w stanie zobaczyć niesamowite rzeczy...np. uśmiech innej osoby, po której byśmy się tego nie spodziewali. Mam nadzieję, że to nie przez świąteczne dekoracje na ulicach i w sklepach, bo to by oznaczało że po świętach się do mnie nie usmiechnie...jak mawiają na Wiejskiej "wróćmy do adremu"...
Może tylko ja mam takie wrażenie, ale w święta wiele rzeczy nam łatwiej przychodzi - w sensie, że adwent, a potem Boże Narodzenie pozwala nam zebrać własne życie "do kupy", mówiąc kolokwialnie. Oczywiście to zależy tylko od nas, np. jeżeli chcemy pozbyć się uzależnienia, no i ciężko sobie wmówić jakikolwiek post od tego, pojawia się taki adwent. To jest czas przygotowania - możemy przygotować samego siebie na lepsze życie i na okres 4 tygodni chociaż ograniczyć się w tym względzie...poza tym święta to dobry pretekst, patrząc laicko, żeby zebrać się rodzinnie i pogadać, albo wręcz przeciwnie, żeby pomyśleć trochę w samotności o własnym życiu.

2 grudnia 2007

w momencie, kiedy wróciło się do punktu wyjścia...

To, że człowiek kroczy po synusojdzie, to każdy z nas wie...kiedy jest dobrze to zawsze coś musi się spieprzyć i wtedy jest znowu, tak jak zawsze. To, że zacząłem pisać bloga oznacza, że spadłem (chyba) do poziomu Dody, albo innego symbolu głupoty i ciemnoty, ale cóż...szału nie ma, jak mawiają Polacy po powrocie z zagranicy do kraju...
do rzeczy...jeżeli czytasz to przechodniu, to wiedz, że piszę tu tylko i wyłącznie dla własnej satysfakcji - nie żeby się komuś przypodobać. Nie odwiedzą tego blogu żadni moi znajomi, nie dlatego że ich nie mam, bynajmniej, ale dlatego, że się o tym blogu zwyczajnie nie dowiedzą. Tutaj jestem Richelieu - i nikt inny! mam swoje własne problemy, a żeby je zwalczyć musze je pamiętać, a żeby pamiętać trzeba zapisać, najlepiej gdzieś gdzie się nie zgubi, ani nie trafi w niewłaściwe ręce...jedyne co Ci może przeszkadzać nieznajomy to moja dysortografia i mój nastrój...
Martwi mnie to co się ze mną dzieje...najpierw nostalgia, teraz blog - schodzę na psy i to w ostrym tępie...co chwilę słyszę pytania co się ze mną stało i czy wszystko jest w porządku(?!) - skoro pytacie to napewno nie jest!!! I ja to piszę w pierwszą niedzielę adwentu - tworzy się ze mną coś nowego, albo stare co nałożyło na siebie nową szatę...tak samo jak się zaczyna nowy rok liturgiczny...niby coś nowego, a będzie tak jak co roku...